wtorek, 13 sierpnia 2013

Toaletowa czytelnia

Zjawisko czytania gazet, książek czy ulotek podczas odsiadki na kibelku istnieje praktycznie od zawsze, no a przynajmniej od początku ery Gutenberga. Zawsze zazdrościłam ludziom, którzy podczas wycieczki do ubikacji zabierali ukradkiem coś do poczytania i znikali szybko za jej drzwiami na długie godziny. Nigdy nie mogłam dostąpić tej przyjemności – moja kupa już przed upływem minuty lądowała w sedesowej wodzie.  

Zwiedziłam w swoim życiu wiele łazienek. Na podłodze walały się najczęściej stosy magazynów, gdzieś między ręcznikami ukrywała się książka starożytnego filozofa, na ścianach przywieszone były instrukcje obsługi spłuczki. Zazwyczaj nie udawało mi się otworzyć książki nawet na pierwszej stronie – już było po wszystkim. Zawiedziona podcierałam tyłeczek i ze smutkiem wychodziłam z tej umownej czytelni, w której nigdy nic nie udało mi się przeczytać.


Pewnego razu nocowałam u nowo poznanego faceta. Mieszkanie studenckie, w kamienicy, dość duże, łazienka przyjemna, kibel, pralka, wanna, jedynym minusem było umiejscowienie łazienki pomiędzy dwoma pokojami (powinna się znajdować gdzieś na uboczu). W każdym razie rano się budzę, dzień wcześniej sporo popiłam, także czułam, że zbliża się idealny czas na kac kupę. Niestety przegapiłam moment, kiedy koleś wyszedł z psem na spacer i musiałam skorzystać z ubikacji podczas jego obecności w mieszkaniu. Usiadłam na kiblu i widzę „Cmentarz w Pradze” Umberto Eco na pralce. Przez moje ciało przepływa dreszczyk podniecenia, czuję, że to właśnie ten moment, tak, wreszcie poczytam siedząc na kibelku, i to jeszcze całkowitą nowość, świeżą bułeczkę wprost z księgarni. Dodatkowo czuję, że będę musiała się trochę wysilić, by pozbyć się tej kupy, co zajmie sporo czasu, więc… Nagle – prrrrrruuu. PIERD! Przerażona uświadamiam sobie, że nie jestem w swojej łazience, a ściany mają uszy. Już wiem, że z czytania nici. Podciągam gacie, ze smutkiem odkładam książkę na pralkę, tam, gdzie jej miejsce, tam, gdzie odwieczne miejsce każdej toaletowej książki i wychodzę.


Próbowałam już różnych sposobów. Brałam Stoperan nawet wtedy, gdy sraczki nie miałam, raz zjadłam dziesięć tabletek w nadziei przedawkowania i spędzenia długich godzin w toalecie w wyniku zatwardzenia. I nic! Po prostu nie chciało mi się robić kupy, mój organizm zapewne całkowicie przestał produkować odpady i uznał, że wszystko co jem i piję jest niezbędne do normalnego funkcjonowania. Innym razem próbowałam się poważnie czymś zestresować przed załatwianiem swojej potrzeby (żeby dłużej szło) i też nic. Skutek był wręcz odwrotny – dostałam biegunki, a kupa z prędkością światła uciekała do rur kanalizacyjnych. Jeszcze innym razem postanowiłam przeczytać i odpisać na smsa od koleżanki. Chyba tyle uda mi się zrobić, myślałam naiwnie. Telefon wpadł do kibla.

Nie musicie mi współczuć, już dawno pogodziłam się ze swoją niemożnością skorzystania z toaletowej czytelni. I tylko czasem z tęsknotą zdążę zerknąć na tłuste czasopismo leżące na pralce, podczas gdy ręka już sięga po papier toaletowy.


tekst: Dorota Bucka
rysunki: Karolina Oczkowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz