sobota, 18 kwietnia 2015

Dziwaczne losy Gaudentego Bambuko cz. 1

„Zdziwiłbyś się jakie książki ludzie wyrzucają na śmietnik” – zdanie to stało się mottem życiowym Gaudentego Bambuko. Właśnie dziś kończy on 30 lat i postanowił zrobić sobie prezent. Chce oprawić pierwszą książkę jaką znalazł w slumsach Dżakarty. Ta 10-milionowa metropolia skrywa wiele tajemnic oraz wiele porzuconych woluminów. Dokładnie 20 lat temu, Gaudenty, któremu wówczas zasychały jeszcze śpiki pod nosem, znalazł najważniejszą książkę swojego życia. Były to Ballady i romanse Juliusza Słowackiego.

Warto nadmienić, iż było to robocze tłumaczenie z języka polskiego na indonezyjski, stworzone przez Stefana Dąb-Biernackiego, generała dywizji Wojska Polskiego, wolnomularza i tłumacza amatora. Po klęsce wrześniowej Biernacki Dąb wcale nie udał się do Francji wraz z Naczelnym Wodzem Sikorskim. Historycy się mylą, bo ich tam nie było i gówno wiedzą. Tak naprawdę Stefan Dąb wsiadł na statek płynący do dalekiej Indonezji. W swoim dzienniku pisał, że miał torbę podróżną, w której nosił:  dziennik, w którym opisywał to, co miał w torbie, różaniec, menażkę z dziurą po kuli (pamiątka po wojnie polsko-bolszewickiej), a także egzemplarz swojej ukochanej powieści. 


Inteligentny czytelnik domyśli się, iż były to słowackiewiczowskie Ballady i Romanse. Niemniej jednak należy założyć, że opowieść tę czytają także mniej rozumni ludzie. Dlatego też, książką jaką Stefan Dąb-Biernacki czytał na statku towarowym płynącym do Dżakarty były Ballady i Romanse Słowackiego.

Podświadomie dowódca dywizji chciał urodzić się w okresie romantyzmu. Niestety, nie było mu to dane i mógł tylko z pasją czytać dzieła z tamtego okresu. Kiedy płynął na drugi koniec świata, nie wiedział jeszcze, że ponad 70 lat później będzie o nim myślał jego wnuk – Gaudenty Bambuko. 
Można zapytać, skąd takie dziwne imię? Nawet w Polsce nie daje się dzieciom już na imię Gaudenty. Otóż, przy wyborze imienia dla młodego Bambuko dużo do powiedzenia miał jego dziadek. Stefan Dąb-Biernacki w latach 30. poprzedniego wieku przyjaźnił się z Antonim Gaudentym Puchalskim, generałem artylerii. W jego przypadku historycy znów popełniają błąd. Twierdzą, iż Sowieci wiosną 1940 roku strzelili w tył głowy Puchalskiemu podczas tzw. „zbrodni katyńskiej”. A tak naprawdę młody i obiecujący Antoni również trafił na statek płynący do stolicy Indonezji, która nota bene nie była jeszcze wtedy Indonezją. Tylko, że rok, miesiąc i dzień po swym przyjacielu Biernackim. Obaj panowie spotkają się jeszcze pomiędzy rokiem 1965 a 1966 w czasie działalności tzw. „szwadronów śmierci”. Tylko, że jeden z nich stanie po stronie prześladowanych, a drugi po stronie katów.

Wydarzenia te na zawsze mogłyby ukształtować bądź też zniszczyć psychikę 30-letniego Gaudentego Bambuko. Jednakowoż, ten niezwykle inteligentny i przebiegły człowiek, za nic ma swoją przeszłość, przodków, historię. Gaudenty zawsze wolał się skupiać na literaturze. Tak też jest i dziś. Tworzy przepiękną obwolutę z etykiet z napoju gazowanego Mirinda i marzy o odwiedzeniu Polski. Ojczyzny swojego ojca, ale przede wszystkim ojczyzny Słowackiego, Mickiewicza, Norwida … itp., itd., etc. 


tekst: Szymon Turczynowicz - Suszycki
rysunek: Karolina Oczkowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz